poniedziałek, 6 maja 2013

mechaniczny motyl

kupiłam sobie kiedyś sukienkę, bo mi przebajecznie kolorowo w oko wpadła.
ale brak ramiączek plus moje masywne ramiona (skutek noszenia młodego) dawał efekt wizualnie opłakany.
do tego popsułam suwak i tylko dzięki elastycznemu tyłowi można było go zaszyć na amen i kieckę nosić.
dlatego miałam ją na sobie ze dwa razy i jednokrotnie wykorzystałam ją do zdjęć.
na dzień dzisiejszy sukienka w tej formie już nie istnieje.
kilka miesięcy temu przyuważyłam w blogosferze tunikę wyszperaną na jakimś zagranicznym pchlim targu.
stosunkowo prostą w konstrukcji, ale niesamowicie wdzięczną.
od tamtej pory kombinowałam z czego stworzyć podobną dla siebie.
głównie rozważałam zakup dwóch dużych identycznych apaszek, ale jakoś nie mogłam natrafić na idealną korelację rozmiaru i wzoru.
aż pewnego dnia podczas bezlitosnej inwentaryzacji szafy doznałam olśnienia, że nienoszalna kiecka mogłaby się stać noszalną tuniką.
skrojony materiał nabierał mocy ustawowej przeszło dwa miesiące.
szyłam... gdzieś z godzinę.
a to tylko dlatego się zdarzyło, że podkładając materiał na zasłonki uznałam, iż wystarczająco równo wychodzi mi stebnowanie :-)
dekolt i "przelotki" wymagają jeszcze wykończenia lamówką, bo ta tkanina jest okropnie strzępliwa i na dodatek w tych miejscach razi po oczach moja amatorszczyzna.
jednak jestem z siebie zadowolona, dumna i poklepałabym się po plecach, ale nie sięgam :-)
tak mi się fason spodobał, że planuję powtórkę, o ile te wymarzone apaszki znajdę :-)

2 komentarze:

  1. I bardzo dobrze zrobiłaś, dając tej niechodzonej sukience drugie życie :) Moim skromnym zdaniem całkiem udane drugie życie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się fason!:) Udana przeróbka, nie ma co:)

    OdpowiedzUsuń