sobota, 9 lutego 2013

pierwszyzna

przypomniałam sobie, że nie prezentowałam tutaj swojego debiutu dziewiarskiego.
a o ile dobrze liczę to jakoś teraz stuknęło mu 11 lat istnienia :-)
na dziewicze dziergadło nadaje się rzecz najprostsza - szalik.
moje umiejętności na tamtym etapie ograniczały się do oczka prawego i lewego zwykłego.
99% wykonania mojego, a pierwszy i ostatni rząd popełniła mama.
po prawdzie to dlatego, że nie umiała mi sensownie przekazać jak to się robi, a youtube wtedy nie istniało.
ba, chyba nawet internetu wtedy w domu nie miałam :-)
jak widać na załączonych obrazkach ograniczyłam się do ściągacza 2x2.
zużyłam 2 motki i trochę trzeciego jakiegoś akrylu, przy czym to "trochę" trochę widać, bo końcowy fragment jest mniej intensywnie zabarwiony (z tego co kojarzę, ostatni motek pochodził z innej dostawy).
dziergałam na prostych drutach grubości nieznanej znalezionych w babcinej części regału.
na tworzenie poświęciłam wtedy całe ferie zimowe.
zastanawiam się jednak co z nim dalej począć.
teraz kiedy nie jest mi wszystko jedno, jak na mnie leży, okazało się, że jest o pół owinięcia niedopasowany.
przy podwójnym zawinięciu zwisające końcówki nie są wystarczająco długie, żeby ładnie wyglądać, a przy potrójnym ciężko je stabilnie ukryć.
być może do przyszłej zimy przetworzę go na otulacz, ale póki służy taki jaki jest :-)

2 komentarze: