sobota, 31 sierpnia 2013

zainspirowane marzenie

skrócona spódnica, która została dawcą na Asiuniową sukienkę, okazała się fasonem (tu pozwolę sobie zacytować klientkę ciucholandu) "co mi robi z dupy żyrandol".
dodajmy do tego przyuważoną stylizację kwiatowej kiecki ze skórzaną ramoneską, na widok który dostałam ślinotoku i chęci posiadania.
a los spódnicy przypieczętował post Brahdelt, o sukience prostej w konstrukcji, a przy tym szalenie wdzięcznej.

dorwałam się do nożyczek i bezceremonialnie przetworzyłam spódnicę na dwa kwieciste prostokąty.
a potem poimprowizowałam, co by tu zrobić, żeby wcisnąć się w te ograniczone materiałowe zasoby.
dobrze, że ostatnimi czasy nadużywam roweru, bo pół roku temu to i wciąganie brzucha by mi nie pomogło :-)
a przy okazji zdjęć, to muszę się pochwalić, że robił je mój od niedawna czterolatek.
myślę, że będą z niego ludzie w tej dziedzinie ;-)


choć jestem dumna z tego fatałaszka, to nie jest ostatnia kwiecista sukienka dla mojej osoby.
nadal marzy mi się coś zwiewno-dołem-maskującego, ale tym razem prawdopodobnie kupię nowy materiał i w końcu zrobię użytek z mamuśkowej prasy wykrojowej.
pierwsze kroki już poczyniłam - kupiłam solidną rolkę papieru śniadaniowego do kopiowania schematów :-)

środa, 28 sierpnia 2013

głęboka woda

chociaż mówiłam, że nigdy przenigdy nie podołam, to nawiązałam udaną koralikową współpracę z szydełkiem.
a przy okazji wymyśliłam (i wypowiedziałam) jakiś miliard nowych przekleństw, kiedy dziesiąty i setny raz nie mogłam przebrnąć przez drugie okrążenie sznura.
mój mózg był w stanie sobie zwizualizować, co się w tej technice dzieje z nitką, ale dłuuuuuugo nie potrafił tego przekazać rękom.

ale jak już coś z mi zaczęło wychodzić, to od razu postanowiłam przegiąć.
około 60 gramów szmaragdowych Toho w rozmiarze 11/0, czujecie to?
6 koralików w okrążeniu, około 30-stu daje centymetr sznura.
ostatni raz go mierzyłam, kiedy miał 57 centymetrów, a potem jeszcze ze dwa dni dłubałam dopóki mi się koraliki na nitce nie skończyły.

oprawiłam go w ostatnie w zapasie końcówki w kolorze starego złota, ozdobiłam piórkami i tak sznur został eleganckim krótkim lariatem.
jest taki, jak go sobie od początku wymarzyłam, jedynie co, to do mnie zupełnie nie pasuje.
dlatego czeka na swoją nową szyję :-)

a to tak dla zobrazowania faktycznej długości:

wtorek, 13 sierpnia 2013

flower power

kupiłam sobie radośnie kwiecistą spódnicę z niewidzialnymi kieszeniami.
niestety, zbyt krótką na maxi, zbyt długą na midi.
ale nic to, wzięłam nożyczki i skróciłam ją o dobre 20 centymetrów, a odcięty pas zachomikowałam na wypadek, gdyby przyszedł mi do głowy pomysł co z nim zrobić.
spódnica była suto marszczona, pas dość długi, więc pierwotnie sądziłam, że machnę sobie z tego krótkie letnie spodenki.
jednak kiedy uświadomiłam sobie powierzchnię wykroju w rozmiarze mojego zadka, to się okazało, że materiału w najlepszym razie wystarczy na jedną nogawkę i trochę, jeśli oczywiście pominąć kieszenie i inne bajery.
ale ten ochłapek irytująco domagał się, żeby natychmiast coś z nim zrobić.
i voila, jest sukienka na pięciolatkę!


wykrój żaden - po prostu trzy prostokąty, z czego najdłuższy po przymarszczeniu robi za całą część spódnicową, zszyte zwyczajnie ze sobą, z wykorzystaniem istniejącego już podłożenia.
przy górnej krawędzi doszyta gumka mająca trzymać całość we właściwym miejscu (ostatecznie wspomagana przez dwa granatowe ramiączka z tasiemki).
sukienka, mimo małej zawartości różu, przyjęta dość entuzjastycznie przez nosicielkę.
zapędy modelingowe ograniczyła zapchana do niemożliwości karta pamięci :-)